|
„Kłamstwo wałęsińskie” i (znowu) sprawy okołolustracyjneKażdy chyba słyszał o tzw. kłamstwie oświęcimskim, które zostało narzucone przez wiadome środowiska opinii publicznej oraz światu naukowemu. W jego ramach pisanie na temat Holocaustu inaczej, niż według narzuconego szablonu, nazywane jest „kłamstwem oświęcimskim” i w niektórych krajach – niewątpliwie w ramach wolności słowa oraz wolności badań naukowych – podlega odpowiedzialności karnej. W Polsce zdaje się mamy do czynienia z czymś, co można nazwać „kłamstwem wałęsińskim”, w ramach którego pisanie o byłym prezydencie inaczej, niż w sposób hagiograficzny, jest niedopuszczalne. Można to było zauważyć już po ukazaniu się w ubiegłym roku słynnej książki Cenckiewicza i Gontarczyka. Zjawisko ogromnie przybrało na sile, gdy drukiem ukazała się magisterka absolwenta UJ Pawła Zyzaka – magisterka, która „wstrząsnęła światem” (no, może pewnym półświatkiem). Bohater książki wpadł w furię i zagroził, że niewdzięczną Ojczyznę opuści, bo mu tu jego „niepokalaność” bluźnierczo kalają. Uparł się bowiem prezentować się jako niepokalany, bez skazy i zmarszczki żadnej. Po co? Chyba tylko on sam to wie (choć też nie wiadomo, może wie, a nawet nie wie?). Przecież nawet różni święci Kościoła mieli sporo „za uszami”. Znamy historię św. Augustyna, który zanim się nawrócił, nieźle sobie poużywał. Znana jest przednawróceniowa profesja Marii Magdaleny. Szaweł, zanim został Pawłem gorliwie prześladował i mordował wyznawców Chrystusa. Tymczasem nasz były prezydent uparł się być niepokalanym i czyściuteńkim, niczym łza 14-letniej dziewicy. Wspierają go oczywiście klakierzy, bo dobrze widzą, że jeśli nie ma on immunitetu, to tym bardziej pomniejsze „autorytety” i „autorytecięta” chronione nie będą. Ot choćby taki TW „Jurek” obecnie pełniący wysoką funkcję w jednym z kościołów chrześcijańskich. Był tak gorliwy w donosicielstwie na swoich współbraci, że nawet aranżował spotkania z oficerami prowadzącymi. Tyle im miał do powiedzenia. A i szczery TW „Jurek” był przy tym bardzo. Pieniądze za kapowanie też inkasował, ale w ramach zakonnego ubóstwa przekazywał je na potrzeby swojej wspólnoty. Pieniądz nie śmierdzi. I takie to mamy „autorytety”. Nasz święty Kościół zamknął kwestię lustracji, ale czy ona się rzeczywiście zamknęła, to się jeszcze okaże. Chyba, że w tzw. międzyczasie zamkną, pardon „przekształcą” IPN ustawowo, a wówczas jurkopodobni wszelkich maści i frakcji odetchną pełną piersią. Z głęboką ulgą odetchną i jako „autorytety”, w dodatku „niekwestionowane”, będą mogły spokojnie pouczać nadwiślański ludek. ks. Marek Czech Kto nie znudził się moim pisaniem, tego zapraszam na swój blog „Piórem z pazurem” marguar.bloog.pl na Wirtualnej Polsce.
|